W SZCZEBRZESZYNIE...
Dawno, dawno temu, w X, a może w XI wieku, przejeżdżał tędy w licznym orszaku bardzo możny Pan, kupiec albo i jakiś książę.W czasie przeprawy przez stary bród na rzece, który wiosną stawał się głęboki, szeroki i porywisty, przewróciła się kareta, ulegając uszkodzeniu. Konieczność naprawy karety i uzupełnienia zamoczonej paszy dla koni wymusiła przerwanie podróży. Pan ów, o nazwisku Szczebrzech, zamieszkiwał na wzgórzu grodowym, z którego widać było panoramę okolicy z płynącą u podnóża rzeką i pobliską, porośniętą krzewami i drzewami. Niepowtarzalne widoki urzekły Szczebrzecha do tego stopnia, że postanowił pozostać tu na stałe.
Jako człowiek mądry i doświadczony podróżami po świecie, znał znaczenie i popierał rozwój rzemiosła i handlu jako głównych czynników warunkujących rozwój miasta i bogacących jego mieszkańców. Dlatego, chcąc ułatwić podróżowanie, szczególnie kupcom i umożliwić kontakt mieszkańców ze światem, postanowił w miejscu przeprawy wybudować most.
W zakresie budowy mostów ludzie w tamtych czasach mieli małe doświadczenie. Szczebrzech napotkał przy budowie na spore trudności, zwłaszcza przy wbijaniu grubych pali - pni z drzew, w dno rzeki. Na nich miała być umocowana cała konstrukcja mostu. Kiedy się tak głowił, nie mogąc skonstruować udanego urządzenia do podnoszenia i wbijania w dno pali, zmęczeni pracą pomocnicy zwątpili, głośno mówiąc, że tego zadania nie da się wykonać. Wtedy zdenerwowany Szczebrzech głośno krzyknął: „Chociażbym samego diabła miał wezwać do pomocy, to most postawię". Po wypowiedzeniu tych słów ujrzał szybko zbliżającego się od strony Wiecznej Góry podróżnego, który stanąwszy na brzegu rzeki, po grzecznym pozdrowieniu budowniczych, zaoferował swą pomoc przy budowie mostu.
Podróżny ów był schludnie ubrany, cały na czarno. Czarna, jakby za duża czapka, zasłaniała czoło i włosy. Surdut był trochę przykusy, zwłaszcza w połączeniu z szerokimi spodniami, które skrywały dyskretnie szczególnie dolną część tułowia. Miał też czarne, niekształtne buty, a wszystko razem wydawało się jakby trochę podniszczone długą podróżą lub pracą. Tak naprawdę ubiór ten ukrywał rogi, ogon i kopyta, diabelskie akcesoria, bo ów podróżny, jak nie trudno się domyślić, był wcielonym diabłem, polującym na ludzkie dusze. Szczebrzech początkowo nie rozpoznał w podróżnym diabła i zdecydował się przyjąć proponowaną pomoc.
Kiedy prace zaczęły się szybko posuwać, a podróżny okazał się pomocny w usuwaniu wszelkich trudności, wtedy Szczebrzech, jako pobożny chrześcijanin, rozpoznał w nim diabła. Zapytał, jakiej zapłaty zażąda za okazaną pomoc, wcześniej jej bowiem nie ustalili. Na to diabeł chytrze odpowiedział: „Zadowolę się czymkolwiek, a ponieważ jest mi smutno, gdy jestem sam, to kiedy ukończymy budowanie mostu, wezmę sobie pierwszą istotę żyjącą, która po nim przejdzie". Wkrótce po tej rozmowie prace związane ze wznoszeniem mostu dobiegły końca. Most był solidny. Żeby oddać go do użytku podróżnym, musiał po nim najpierw przejść jego główny inwestor i budowniczy.
Szczebrzech zapomniał o umowie z diabłem. Jako, że był człowiekiem wierzącym, po przejściu kilku metrów stanął i wzniósł oczy do nieba, dziękując Bogu za okazaną pomoc i błogosławieństwo. Wtedy usłyszał głos: „Nie idź dalej, zawróć". Ód razu przypomniał sobie o umowie z czartem, który zasiadł na drugim brzegu rzeki, czekając na swoją ofiarę, by zabrać jej duszę do piekieł. Szczebrzech błyskawicznie cofnął się do brzegu, a zobaczywszy pasącego się wieprza, wpędził go na most i ruszył spokojnie za nim. Rozwścieczony poniesioną klęską diabeł skoczył ze wzniesienia grodu i z całą siłą kopytem wybił w moście dużą dziurę. Wieprz wpadł do rzeki i popłynął z prądem wody na wschód. Odtąd mieszkańcy grodu zaczęli bezimienną dotąd rzekę nazywać Wieprzem, a całą miejscowość określać mianem Grodu nad Wieprzem.
Jako człowiek mądry i doświadczony podróżami po świecie, znał znaczenie i popierał rozwój rzemiosła i handlu jako głównych czynników warunkujących rozwój miasta i bogacących jego mieszkańców. Dlatego, chcąc ułatwić podróżowanie, szczególnie kupcom i umożliwić kontakt mieszkańców ze światem, postanowił w miejscu przeprawy wybudować most.
W zakresie budowy mostów ludzie w tamtych czasach mieli małe doświadczenie. Szczebrzech napotkał przy budowie na spore trudności, zwłaszcza przy wbijaniu grubych pali - pni z drzew, w dno rzeki. Na nich miała być umocowana cała konstrukcja mostu. Kiedy się tak głowił, nie mogąc skonstruować udanego urządzenia do podnoszenia i wbijania w dno pali, zmęczeni pracą pomocnicy zwątpili, głośno mówiąc, że tego zadania nie da się wykonać. Wtedy zdenerwowany Szczebrzech głośno krzyknął: „Chociażbym samego diabła miał wezwać do pomocy, to most postawię". Po wypowiedzeniu tych słów ujrzał szybko zbliżającego się od strony Wiecznej Góry podróżnego, który stanąwszy na brzegu rzeki, po grzecznym pozdrowieniu budowniczych, zaoferował swą pomoc przy budowie mostu.
Podróżny ów był schludnie ubrany, cały na czarno. Czarna, jakby za duża czapka, zasłaniała czoło i włosy. Surdut był trochę przykusy, zwłaszcza w połączeniu z szerokimi spodniami, które skrywały dyskretnie szczególnie dolną część tułowia. Miał też czarne, niekształtne buty, a wszystko razem wydawało się jakby trochę podniszczone długą podróżą lub pracą. Tak naprawdę ubiór ten ukrywał rogi, ogon i kopyta, diabelskie akcesoria, bo ów podróżny, jak nie trudno się domyślić, był wcielonym diabłem, polującym na ludzkie dusze. Szczebrzech początkowo nie rozpoznał w podróżnym diabła i zdecydował się przyjąć proponowaną pomoc.
Kiedy prace zaczęły się szybko posuwać, a podróżny okazał się pomocny w usuwaniu wszelkich trudności, wtedy Szczebrzech, jako pobożny chrześcijanin, rozpoznał w nim diabła. Zapytał, jakiej zapłaty zażąda za okazaną pomoc, wcześniej jej bowiem nie ustalili. Na to diabeł chytrze odpowiedział: „Zadowolę się czymkolwiek, a ponieważ jest mi smutno, gdy jestem sam, to kiedy ukończymy budowanie mostu, wezmę sobie pierwszą istotę żyjącą, która po nim przejdzie". Wkrótce po tej rozmowie prace związane ze wznoszeniem mostu dobiegły końca. Most był solidny. Żeby oddać go do użytku podróżnym, musiał po nim najpierw przejść jego główny inwestor i budowniczy.
Szczebrzech zapomniał o umowie z diabłem. Jako, że był człowiekiem wierzącym, po przejściu kilku metrów stanął i wzniósł oczy do nieba, dziękując Bogu za okazaną pomoc i błogosławieństwo. Wtedy usłyszał głos: „Nie idź dalej, zawróć". Ód razu przypomniał sobie o umowie z czartem, który zasiadł na drugim brzegu rzeki, czekając na swoją ofiarę, by zabrać jej duszę do piekieł. Szczebrzech błyskawicznie cofnął się do brzegu, a zobaczywszy pasącego się wieprza, wpędził go na most i ruszył spokojnie za nim. Rozwścieczony poniesioną klęską diabeł skoczył ze wzniesienia grodu i z całą siłą kopytem wybił w moście dużą dziurę. Wieprz wpadł do rzeki i popłynął z prądem wody na wschód. Odtąd mieszkańcy grodu zaczęli bezimienną dotąd rzekę nazywać Wieprzem, a całą miejscowość określać mianem Grodu nad Wieprzem.
Szczebrzeszyn leży w powiecie zamojskim.
Miasto to znane jest m.in. z wiersza Jana Brzechwy, który rozpoczyna się słowami: W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i Szczebrzeszyn z tego słynie", dlatego też umieszczono drewniany pomnik chrząszcza grającego na skrzypcach przy malowniczym źródełku, drugi zaś stanął na rynku miejskim.
Miasto to znane jest m.in. z wiersza Jana Brzechwy, który rozpoczyna się słowami: W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i Szczebrzeszyn z tego słynie", dlatego też umieszczono drewniany pomnik chrząszcza grającego na skrzypcach przy malowniczym źródełku, drugi zaś stanął na rynku miejskim.