LEGENDA PIĘKNEJ GÓRY

LEGENDA PIĘKNEJ GÓRY

Dawno temu wśród pięknej zieleni Puszczy Rominckiej Boreckiej i Lasów Skalistych na górze obok Gołdapi stał zamek warowny. Mieszkał w nim możny szlachcic wraz z córką. Znany był w całej okolicy ze swego okrucieństwa. Córka zaś, która wdała się w matkę, skromna i cicha, całkowitym była jego przeciwieństwem. Starała się naprawiać po kryjomu zło, które ojciec wyrządzał. Gdy podnosił lenno, wykradała złoto ze skarbca i oddawała ludziom, gdy ludność traciła domostwa, ona lokowała ich w izbach zamkowych. Jednak gwałty ojca były coraz okrutniejsze i kara za nie spadła straszliwa.
Jednej nocy burza rozpętała się gwałtowna, pioruny rozdzierały niebo, ziemia się trzęsła i w tę właśnie noc zamek zapadł się pod ziemię. Tak zginął ojciec okrutny i jego szlachetna córka.
W każdą setną rocznicę owej nocy na górze pojawiać się zaczęła postać ubrana w białą szatę. Postać kobiety. Wszyscy mówić zaczęli, że to córka czeka na wybawienie. Wiele wieków minęło, aż młody mężczyzna skuszony legendą wszedł na górę i czekał na zjawę. Ta przywołała go do siebie, ze łzami w oczach prosząc by ten ją ocalił. Zaniósł ją do miasta, a w zamian zamek otrzyma i wszystkie jego skarby, nie wolno mu się tylko obejrzeć za siebie.
Zgodził się na to. Chwycił dziewczynę w ramiona i pobiegł na dół. W połowie drogi jednak zawołał ktoś jego imię, a ten odwrócił się odruchowo. Zjawa zniknęła. Nikt więcej nie zobaczył już owej dziewczyny i nikt już nie miał szansy by w zamku zamieszkać. Mężczyzna z żalu wkrótce umarł.

Legenda pięknej góry
Od roku 1283 ziemie te należały do Zakonu Krzyżackiego.
W 2000 roku w Gołdapi otwarto uzdrowisko, cenny ośrodek turystyczno-wypoczynkowy nad jeziorem Gołdap.
Ze szczytu pięknej góry przy dobrej pogodzie można zobaczyć wiatraki na Wiżajnach.

LEGENDA SUCHEJ STUDNI

LEGENDA SUCHEJ STUDNI

Według legendy wiele lat temu na zamku w Ogrodzieńcu panem był Seweryn Boner, znany był ze swej wielkiej chciwości i jeszcze większego okrucieństwa. Służbę wojskową pod komendą Bonera odbywał Anzelm z Józefowa, młody cieśla, która we wsi zostawił swą nowopoślubioną żonę przy nadziei. Po dwóch latach wiernej służby zwrócił się do swego dowódcy, by ten pozwolił mu wrócić do rodziny. Seweryn zgodził się, pod jednym warunkiem. Pozwoli żołnierzowi odjechać tylko wtedy gdy ten wykopie studnię na dziedzińcu zamkowym i gdy ta osiągnie poziom wody wróci do domu. Pełen zapału Anzelm kilof chwycił i zaczął kuć w skale, lecz z każdym kolejnym metrem siły tracił i zwątpienie go dopadało. Kopał tak rok, kopał drugi... W tym czasie dowiedział, się też, że żona zmarła zostawiając dziecko samo na świecie, lecz Anzelm kopał dalej, by chociaż swego jedynaka zobaczyć. Kopał lat dwadzieścia, aż jednego dnia po kolejnym uderzeniu kilofa dokopał się do wody. Był już wtedy bardzo schorowany i wycięczony pracą. Radość ogarnęła go tak wielka, że zmarł na miejscu na atak serca. Od tego czasu woda, do której dokopał się nieszczęsny Anzelm w noc po jego pogrzebie dosłownie zapadła się pod ziemię. Nie zdążył się jej napić okrutny burgrabia. I jak głosi legenda do wody nie dokopano się już nigdy. Wraz ze swym ciężkim życie Anzelm zabrał ją do grobu.


Dziś możemy już jedynie oglądać ruiny średniowiecznego zamku leżącego w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, który został wzniesiony w XIV-XV wieku.
Zdaniem niektórych badaczy zjawisk paranormalnych Zamek Ogrodzieniec jest miejscem nawiedzonym, gnieżdżą się tu siły mroczne i potężne.
To w tym zamku kręcony były sceny "Janosika".


LUSTRO TWARDOWSKIEGO

LUSTRO TWARDOWSKIEGO

Wszyscy do dziś wiemy jak wielką miłością pałał król Zygmunt August do Barbary Radziwiłłówny. Nie mogąc pogodzić się z jej śmiercią, chciał spotkać jeszcze raz ukochaną. W tym celu udał się do sławnego alchemika, który ponoć zaprzedał swą duszę diabłu. Żądał by mistrz Twardowski wywołał ducha z zaświatów. Rzecz działa się pewnej mroźnej, zimowej nocy 1571 roku, król przyjechał do Węgrowa gdzie mieszkał czarnoksiężnik. Twardowski posadził króla na krześle w swej chacie przed zwierciadłem o czarnej tafli i pod żadnym pozorem nie pozwolił mu się zbliżać do zjawy, która zaraz miała się ukazać, nie może też słowem się do niej odezwać, ani choćby próbować jej dotknąć. Król zgodził się na wszystko czym prędzej, byle tylko rychło Barbarę zobaczyć, lecz gdy zjawa stanęła w komnacie jako żywa, powstrzymać się nie mógł, poderwał z krzesła, podbiegł i chwycił w objęcia zmarłą. Wtem ciemno się w chacie zrobiło i huk się rozległ straszliwy. Król ocknął się na ziemi w jednym kącie izby, Twardowski w drugim, a pomiędzy nimi lustro stało na trzy części pęknięte. Wkrótce pomarli król oraz mag, którzy się mocą diabelską bawili. A pęknięte lustro diabelskie po dziś dzień stoi w zakrystii kościoła w Węgrowie, bo tylko w tym świętym miejscu mocy swej nie ma.

Do naszych czasów zachowały się dwa lustra związane z legendą o Panu Twardowskim. Ich przeznaczenie jest do końca niejasne. Jak chce tradycja miały być to przedmioty używane przez średniowiecznych i renesansowych alchemików. Pierwsze zwierciadło przechowywane jest w zakrystii w Węgrowie. Drugie przechowywane jest z dala od zwiedzających w Muzeum Diecezjalnym w Sandomierzu. Jedyne wystawiane na widok publiczny lustro Twardowskiego jest pęknięte na trzy części i zmatowiałe. Na czarnej drewnianej ramie widnieje napis w języku łacińskim "Bawił się tym lustrem Twardowski, magiczne sztuki czyniąc, teraz przeznaczone jest na służbę Bogu".
Na powierzchni zwierciadła znajdują się niewidoczne gołym okiem odbicia dwóch postaci – kobiety i diabła.
Kilka lat temu w zakrystii zamkniętego kościoła wybuchł pożar. Zapaliły się szaty i szafki wprost przeciw lustra. Wiązka słońca odbita od lustra nie mogła wzniecić ognia, gdyż w budynku nie ma okna. Podpalenie zostało wykluczone, a zagadka pozostaje nierozwiązana.

O GUBIŃSKICH KARZEŁKACH

O GUBIŃSKICH KARZEŁKACH

W dawnych czasach żyło ponoć społeczeństwo brodatych karzełków. Karzełki lubiły zaglądać do ludzkich siedzib i urządzać w nich zwykle w pobliżu pieca wesołe biesiady i tańce. Ludzie nie odmawiali skrzatom gościny, bo przynosiły szczęście.
Pewnego wieczoru karzełki zajrzały do zamku księcia Gniewosława, ku uciesze jego żony Mirosławy, która pod nieobecność małżonka smutna i niespokojna przy robótce skracała sobie czas oczekiwania. Otóż tego wieczoru gdy Mirosława jak zwykle siedziała w swej komnacie, uwagę jej zwrócił szmer dochodzący ze strony kominka. Odwróciwszy się spostrzegła małego człowieczka. Ten skłonił się grzecznie i poprosił, by pozwoliła na urządzenie karzełkom uczty. Księżna nie odmówiła i po chwili cała gromada rozsiadła się wokół kominka, zajadając przyniesione przysmaki i popijając wino. O północy całe towarzystwo opuściło komnatę. Pozostał tylko jeden karzełek, ów pierwszy, który przybył przed ucztą. Mały człowieczek podszedł do Mirosławy i podał jej trzy przedmioty: pszenny kołacz, czarkę i pierścień.
- Strzeż tych skromnych podarków księżno- powiedział cicho. - Dopóki będą w posiadaniu twego rodu, przysparzać mu będę chwały... - To mówiąc skłonił się i odszedł.
Mirosława obudziwszy się rano, pomyślała, że to wszystko było snem, lecz wkrótce ujrzała pozostawione na kominku prezenty. Nie zastanawiając się wiele, włożyła pierścień na palec, a podpłomyk i czarkę schowała w skarbcu mieszczącym się w kamiennej baszcie. Po wielu latach umierając przekazała pierścień i pozostałe dary najstarszemu synowi. I rzeczywiście ród Gniewosława był mężny i bogaty, zwycięski w bojach.
Lecz zdarzyło się kiedyś, że jeden z potomków księcia przywiózł sobie żonę z obcego kraju. Nie podobał się jej pierścień starej roboty. Nosiła go tylko przy mężu, bojąc się jego gniewu. Ledwo zaś mężowscy woje wyruszyli na wyprawę, zdejmowała go z palca. Na próżno starzy słudzy przestrzegali panią, by go nie zgubiła. Panie nie zważała na ich słowa. Książę na wieść o tym wszystkim chciał porozmawiać z żoną, ale że często jak jego przodkowie, przebywał na wyprawach wojennych, nie miał odwagi zachmurzać wymówkami chwil spotkania z małżonką. Aż pewnego dnia przybył do zamku zdyszany goniec przynosząc wieść o klęsce, jaką ponieśli słowiańscy woje. Sam książę ciężko ranny powraca do zamku... Usłyszawszy to księżna przypomniała sobie o pierścieniu, który zdjęła z palca, skoro tylko mąż wyjechał. Szukała wszędzie, szukali słudzy, ale pierścienia nie znaleziono. Wszyscy przeczuwali nieszczęście. Wtem nad zamkiem pojawiła się czarna chmura i grom wstrząsnął powietrzem. Z kamiennej baszty, gdzie przed laty Mirosława zamknęła dary karzełków, pozostały gruzy. Odtąd nieszczęścia zaczęły sypać się na znakomity niegdyś ród. Zgrzybiały, zniechęcony do życia książę uznał się lennikiem cesarza.

Legenda polska

MIKOŁAJEK NADMORSKI

MIKOŁAJEK NADMORSKI

Kto chociaż raz spacerował po nadbałtyckiej plaży, ten dobrze wie o jakiej roślinie tu mowa, lecz mało kto zna jej historię, a jest ona równie piękna, co mały, ostry kwiatek.
Żył niegdyś na półwyspie mały chłopiec, rodzice na chrzcie dali mu Mikołaj. Długo wyczekiwali dziecka, więc gdy pierworodny się urodził, był ich oczkiem w głowie. Nie brakło mu niczego i nikt też złego słowa nie ważył mu się powiedzieć. Chłopiec rósł zdrowo i szybko. Wesoły był aż nadto i każdy w okolicy znał już jego żarty. Rybakom plątał sieci, kobietom zrywał świeże pranie ze sznurów prosto do piachu, młodym dziewczętom chował ubrania, gdy te kąpały się w morzu, a małym dzieciom opowiadał straszliwe historie, tak że z płaczem uciekały do domów. Zawsze jednak udało mu się uniknąć kary, a to za wstawiennictwem swoich rodziców, a to dzięki ogólnej sympatii, którą pomimo wszystko wzbudzał. Buzię miał szczerą, piegowaty nosek i nikt nie mógł oprzeć się jego szczeremu uśmiechowi.
Pewnego razu na spacer po plaży wybrała się ze swymi służkami Salacja, żona Posejdona, króla mórz. Rozebrały się by zażyć kąpieli i weszły do ciepłej wody. Mikołajek zakradł się w tym czasie za skały i gdy damy odpłynęły wystarczająco daleko od brzegu, wybiegł zza kamienia, pochwycił szaty i uciekł skąd przybył. Rozgniewana Salacja wróciła nago do swego męża króla i opowiedziała mu o wszystkim. Długo nie musieli szukać winnego, ponieważ każdy wiedział, że nikt inny na taki krok by się nie poważył. Sprowadzony też przed obliczę Posejdona chłopiec przyznał się od razu. Wydano śmierci, lecz mały urwis ujął serce Salacji i ta wyprosiła u króla zmianę wyroku.
Od tamtego dnia zaklęty w roślinę chłopiec rośnie nad brzegami morza, a za karę ludzie zrywają piękne gałązki, sprawiając mu przy tym ból. Będzie mógł powrócić do postaci dziecięcej tylko wtedy, gdy przez okrągły rok nikt na całym wybrzeżu nie ułamie ani jednego kawałka rośliny.

Mikołajek historia
Roślina w Polsce nazywa mikołajkiem nadmorskim rośnie oprócz wybrzeża Morza Bałtyckiego, też na piaszczystych wydmach Atlantyku, Morza Północnego, Śródziemnego i Czarnego.
W naszym kraju objęta jest ścisłą ochroną gatunkową.


KONIK BIŁGORAJSKI

KONIK BIŁGORAJSKI

Podróżował raz z Węgier bogaty kupiec do stolicy Lachów z towarami bogatymi, gdy na zamojszczyźnie postój sobie uczynił, bo lato było gorące a konie bardzo strudzone podróżą. Obóz rozłożył na polanie niedaleko małej miejscowości. Na polanie głaz leżał ogromny z słowami wyrytymi w kamieniu, ledwie już widocznymi. Na łące tej też staruszka pokrzywy zbierała. Więc zawołał kobietę i zapytał co upamiętnia głaz owy, a za dobrą historię obiecał monetą ją nagrodzić. 
Oto co usłyszał: Żył kiedyś w tych stronach lud dzielny i prawy. Panny mieszkały tu urody niezwykłej, a młodzieńcy jak topole wysocy i smukli. Zwierzęta pasły się na polach ku radości właścicieli. I bogactwo były ogromne w tej krainie. Dlatego też zazdrościły inne ludy tych dóbr. A ze wszystkich najgorsi byli Tatarzy. Napadali na wsie, zwierzęta rabowali, a nadobne niewiasty uprowadzali do zamorskich krain, gdzie za niewolnice miały uchodzić, alboli gorszy los jeszcze je czekał. Dziwem niezwykłym dla nich były też konie, które krainę tę zamieszkiwały. Małe, krępe kuce, ale silne i na trudy odporne. W boju były zwinne i szybkie, nieprzyjaciół natomiast kąsały jak żadne inne. 
Rządził na tych terenach wódz nad wodze, książę Goraj, nie doścignął tatarów po pierwszym napadzie, lecz na następny przygotowany czekał w kryjówce ze swymi ludźmi. Więc gdy tylko nowi najeźdźcy wjechali w granice jego ziemi, stanął z nimi do bitwy na tym oto polu. Walkę toczono, dzień i noc cały, a po niej, trupów ludzi i zwierząt nikt nie mógł zliczyć. Poległ dzielny Goraj, i pochowano go pod tym kamieniem, a na nim napis został wyryty "Tu bił się Goraj" na pamiątkę wielkiej potyczki, chociaż teraz zostały raptem dwa słowa bił i Goraj.- zakończyła opowieść staruszka.
-Dziękuję za historię- rzekł kupiec rzucając jej miedziaka, po czym sługom nakazał spakować rzeczy, wsiadł na koń i odjechał,  pozostawiając Biłgoraj za plecami. 

koń


Biłgoraj to obok Zamościa największe miasto w południowej części województwa lubelskiego.
Założone przez Adama Gorajskiego w XVI wieku. Prawa miejskie nadał król Stefan Batory. 


RYSOWANY KAMIEŃ

RYSOWANY KAMIEŃ

Na podkarpaciu na jednym ze wzgórz, które zwie się Rysowany Kamień znajduje się spory głaz, na którym wyryte zostały tajemnicze znaki. Co znaczą i skąd się wzięły? Opowiada o tym ta legenda:
Dawno temu w Wielki Piątek z jarmarku z Jodłowej szedł jeden z miejscowych chłopów. Był zadowolony z życia gdyż udało mu się bardzo dobrze sprzedać krowę. Za uzyskane pieniądze poczynił sporo zakupów, które niósł do domu. W swej przepastnej parcianej torbie na sznurku niósł słoninę, bochenek chleba, kilka pęt kiełbasy, butlę wina oraz zwój banknotów. 
Zbliżała się Wielkanoc, więc cieszył się, że będzie co na świąteczny stół postawić, a i pieniądze się przydadzą, bo nowe narzędzia chciał kupić. Zbliżało się południe. Słońce było już wysoko, więc mocno przygrzewało. Droga schodziła do lasu. Chłop poczuł ulgę, gdy gęste drzewa przesłoniły promienie słoneczne. Przyspieszył kroku, bo droga przed nim była jeszcze długa. Gdy był już zmęczony, przy leśnej drodze zobaczył w cieniu drzew dużych rozmiarów kamień, usiadł aby chociaż chwilę odpocząć. Wtedy to do dzieła przystąpił jeden z biesów żyjących w tym lesie. Postanowił sprowokować chłopa do popełnienia grzechu. Starał się tak skutecznie, że w końcu udało się go omamić i namówił go, by nie zważając na post zjadł pęto kiełbasy, którą niósł ze sobą. 
Wówczas diabeł postanowił chłopa ukarać i przyczynić się do skazania go na potępienie. Przybrał przeto postać ogromnego wilka, po czym wyszedł zza drzew i ukazał się siedzącemu na kamieniu mężczyźnie, a ten znieruchomiał. Nigdy wcześniej nie widział tak wielkiego wilka. Kiedy zwierzę otworzyło pysk jego oczom ukazały się białe kły. Z pokrwawionymi ślepiami i z pianą na pysku rzucił się nagle w kierunku przerażonego chłopiny. Ten jednak zachował tyle zimnej krwi, że pochwycił oburącz łańcuch, na którym wcześniej prowadził krowę i zaczął okładać wściekłą bestię. Nie na wiele się do zdało. Z upływem czasu zwierzę zadawało słabnącemu coraz więcej ran broczących krwią. W końcu chłop przewrócił się. Bestia jakby tylko na to czekała. Pochwyciła rannego w swą paszcz i zagryzła go na miejscu. 
Niemym świadkiem tego wydarzenia pozostał kamień, na którym po dziś dzień pozostały ślady od uderzeń łańcucha, ślady ogromnych pazurów wilka, oraz wgłębienie w miejscu gdzie biedny chłop jadł swoją kiełbasę. 


Rysowany Kamień - tą nazwę oprócz głazu nosi też wzniesienie w Paśmie Brzanki na północny-zachód
od miejscowości Liwocz. 
 Przez Rysowany Kamień przebiega też pieszy szlak turystyczny.



LEGENDA O ZŁOTEJ KACZCE

LEGENDA O ZŁOTEJ KACZCE

Legenda ta narodziła się w Warszawie, ale nikt już nie pamięta kiedy to było. Na Powiślu, każdy to wiedział, podziemna była grota, a w niej staw. Po stawie tym pływała zaczarowana, złota kaczka. Dno zbiornika, całe monetami było wyścielone i każdy na Powiślu marzył, żeby skarb ten dostać, lecz nikt wejścia do groty odnaleźć nie potrafił. Marzył też o niej biedny szewczyk Marcin i uparł, że bogactwa dosięgnie. Zaklęcie rzucone na grotę mówiło, że wejście odnajdzie tylko ten, kto serce ma szczere i czyste, a w czynach swych wytrwalszy jest od innych. 
         Chodził więc długo Marcin po okolicy, aż znalazł w końcu wejście głazem przywalone do groty podziemnej. Ujrzał przed sobą wody jeziora, a na nim kaczka pływała. Ptak to był niezwykły, cały w złocie, na szyi sznury pereł, a na głowie korona rubinami wysadzana. 
          Przestraszył się bardzo, gdy kaczka ludzkim głosem przemówiła -Wiem, po coś przyszedł i dam ci skarby jakich nikt na świecie nie ma i mieć nigdy nie będzie, jeśli spełnisz co ci powiem. Masz tu oto sto dukatów i wydać masz je co do jednego, lecz tylko na siebie, złotem tym nie podzielisz się z nikim! A gdy wrócisz jutro o zmierzchu, skarby ci swoje oddam. Wziął chłopak sakwę i pobiegł do miasta. Dzień cały trwonił pieniądze na drogie ubiory i wyśmienite potrawy. Pieniądze ubywały szybko. Pod koniec dnia wydał już prawie wszystkie, został mu w kieszeni tylko jeden dukat, który wydać miał w cukierni na rynku. Przy wejściu jej siedział zaś żebrak, człowiek stary i widać schorowany. Żal ścisnął serce chłopaka i oddał ostatnią monetę potrzebującemu, a potem poszedł do groty na umówione spotkanie. 
           Kaczka zabrała mu stroje bogate i dobra, które kupował przez cały dzień. Ale prawdziwego skarbu nie wzięła, a było to serce wrażliwe na krzywdę. I odtąd przestał już szukać pieniędzy łatwych, lecz pracą uczciwą się zajął, a wkrótce zauważył, że zyski mu ona nie małe przynosi, poważanie oraz szacunek. 

Warszawa
Na pamiątkę warszawskiej legendy mieszkańcy postawili fontannę przy Pałacu Ostrogskich, w której kąpie się kaczka. Kaczka jest na miejscu, lecz gdzie są skarby, nikt nie wie. 

BURSZTYNOWE ŁZY JURATY

BURSZTYNOWE ŁZY JURATY

Na dnie Bałtyku stał niegdyś zamek cały z bursztynu, wspanialszy od wszystkich wybudowanych kiedykolwiek na lądzie. Zamieszkiwała go morska królowa Jurata. W zgodzie z nią żyła też ludność okoliczna za co Jurata łowić im ryby ze swego morza pozwalała. Żaden rybak w morze nie wypłynął nim ofiary jej nie złożył w postaci kawałka chleba. Wracali zaś z połowu z sieciami pełnymi od łososi, sandaczy i makrel. 
             Działo się dobrze, aż do chwili gdy młody rybak imieniem Kastytis święte prawo złamać postanowił. Syreny doniosły o zuchwałym postępku swej pani, a ta ukarać go postanowiła. Lecz gdy tylko wyjrzała na powierzchnię wody i chłopaka zobaczyła sieci zarzucającego, zakochała się w jego kręconych lokach i oczach złotych jak bursztyn w jej pałacu. Zaprosiła go do siebie, a że ona też spodobała mu się ogromnie, zamieszkali razem dzięki magii pod wodą i żyć mieli wiecznie młodzi i zakochani. 
             Lecz jak wiadomo prawdziwe szczęście wiecznie trwać nie może, tak i ich miłość miała się wkrótce zakończyć za sprawą jej ojca Neptuna, który dowiedziawszy się o tym romansie w gniew wpadł i zamek postanowił zniszczyć. Kto widział bowiem, by królowa morza żyć miała z mężem śmiertelnym, rybakiem ubogim na dodatek. Piorunem jednym rozbił całą ogromną budowlę na kawały. Nie przeżył tego Kastytis, a Jurata w grocie na dnie morza odtąd miała rozpaczać na wieki.
            Tak siedzi po dziś dzień zamknięta królowa, opłakując swego lubego. Każda zaś łza, która spadnie z jej policzka zamienia się w mały kawałek bursztynu i pływa swobodnie, aż jakiś inny rybak wyłowi ją kiedyś i użali się nad losem nieszczęśliwej.

Legenda pomorska

Jurata występuje nie tylko w kulturze polskiej, lecz również litewskiej. Znana też pod imieniem Jurate lub Jurasmat. Według jednych była syreną, innych królową morza.
Legenda o Juracie i Kastytisie po raz pierwszy została zapisana w 1842 roku przez Ludwika Adam Jucewicza.
 

BIELICZKA SOLNA

BIELICZKA SOLNA

Od dawien dawna podejrzewali górnicy, że po kopalni w Wieliczce ktoś chodzi nocami. Próbowano złapać tę postać, lecz zawsze umykała na czas,a poszukujący tylko z daleka widzieli, że kobieta to być musiała, szczupła i wysoka w sukni do ziemi.
             Pracował tego czasu w kopalni Michałek. Znany był wszystkim ze swego sprytu i pracowitości. Lubił swą pracę bardzo i całe serce w nią wkładał. Jednego dnia został dłużej w pracy, by z robotą podgonić i gdy pracował sam jeden zauważył nagle kobietę, która siedziała opodal niego na beczce. Przeraził się bardzo, lecz nic po sobie znać nie dał. Ubrana cała na biało, lecz włos miała czarny, a usta krwiście czerwone. Nagle ozwała się tymi słowami: -Przyszłam do was Michale, bo sprawę mam ważną, nie lękaj się i usiądź przy mnie, a powiem ci w czym rzecz, lecz żeby pracy twej nie przeszkadzać, skrzaty za ciebie robiły będą. I wnet spod jej sukni wyskoczyło kilka malutkich kudłatych ludzików, niczym kuleczki śnieżne. 
             Opowiedziała Michałowi historię swej miłości, gdy była jeszcze młodą dziewczyną zakochała się w górniku, który wtenczas pracował. Chodzili za rękę po długich podziemnych korytarzach i czas im płynął szczęśliwie. Miłość dozgonną sobie przyrzekli, lecz wojna okrutna wezwała kochanego i musiał on zaciągnąć się do wojska. Obiecał, że gdy tylko wojna się skończy powróci do Bieliczki i już nigdy się nie rozstaną. Czekała więc lat kilka, lecz doczekać się już dłużej nie mogła. Z nudów zdobiła komnaty i korytarze narostami solnymi, by wzrok nimi cieszył kochanek gdy wróci. Lecz najbardziej pragnie spojrzeć na świat ludzi, ten do którego odszedł jej miły, a może już wraca do niej z daleka i ujrzy go nadchodzącego. Klątwa jednak na niej ciąży i o własnych siłach z kopalni wyjść nie może. Dlatego też przyszła prosić Michała, by ten ulitował się nad nieszczęśnicą i na rękach ją wyniósł. Wahał się długo, lecz serce miał tkliwe i ruszyła go smutna opowieść, chwycił na rękę Bieliczkę i pobiegł nią schodami prost do wyjścia. Z początku była lekka i szybko drogę pokonywali, lecz na każde 100 metrów, kobieta jakby 100 kg na wadze przybierała. Już byli u wyjścia, już prawie promienie słoneczne czuli na skórze, wtedy wiatr powiał silny i Bieliczka rozsypała się mu w rękach, pozostała z niej tylko kupka soli białej i czystej. 
             Nikt już odtąd jej nie widział. Lecz narosty solne nadal pojawiają się w komnatach.

Legenda kopalnii soli


Kopalnię soli w Wieliczce od roku 1945 po dziś dzień zwiedziło już 36 milionów turystów z całego świata!
Największa rzeźba w kopalni waży 35 ton.
W czasach Króla Kazimierza Wielkiego dochody dla Skarbu Państwa z wydobycia i esploatacji wielickiej soli stanowiły 1/3 zastrzyku gotówki do skarbca. 
Kopalnia ma 327 m, co znaczy, że bez trudu zmieściła by się w niej wieża Eiffla.
 

Copyright © 2014 Legendy Polskie , Blogger