BURSZTYNOWY NIEDŹWIADEK

BURSZTYNOWY NIEDŹWIADEK

Od zamierzchłych wieków wierzono w magiczną moc bursztynu, leczył choroby, odtruwał organizm, zwiększał powodzenie u płci przeciwnej oraz przynosił szczęście. 
              W 1887 roku na torfowiskach obok Słupska została znaleziona figurka bursztynowego niedźwiadka. Naukowcy odkryli, że pochodzi z neolitu i liczy sobie ponad 3 000 lat. Figurka z otworkiem była amuletem, który łowca niedźwiedzi wieszał sobie na rzemieniu u szyi. Niedźwiadek miał dawać mu siłę, spryt i chronić przed ranami, które mogły mu zadać zwierzęta. Amulet spełniał swą rolę, aż do momentu, gdy łowca zgubił gdzieś na torfowiskach wisiorek. Wkrótce też potem spotkała go śmierć. Okazało się, że każdy kto miał styczność z figurką doznawał zjawisk i zdarzeń, które sprawiały, że był szczęśliwy. Komuś urodziło się dziecko, ktoś inny się zakochał, jeszcze inny wyzdrowiał szczęśliwie po ciężkiej chorobie. Niedźwiadek nadal posiadał w sobie magiczną moc. Ale jak to bywa z przedmiotami niezwykłymi, przeniesiono go zaraz do Muzeum w Szczecinie, gdzie spokojnie leżał w gablocie aż do 1945 roku. Zasmuceni tym faktem mieszkańcy miasteczka postanowili zrobić kopię, nie mniej jednak szczęśliwą. Oryginał i kopia przebywały w Polsce aż do II wojny światowej, kiedy to zostały skradzione i wywiezione za granicę. Po latach odnalazły się obie w Niemczech w jednym muzeum. Kopia szczęśliwym trafem znowu zawędrowała do Słupska, gdzie teraz podziwiać ją możemy w Ratuszu miejskim. 


Przeznaczeniem małej figurki jest przynoszenie szczęścia ludziom, dlatego też raz do roku trafia na licytację z której dochód oddawany jest na cele charytatywne. Jej miejsce zastępuje wówczas kolejna kopia. 
Oryginalna figurka jest rozmiarów: 10,5 x 3,2 x 4,5 cm.
PERŁY KRÓLOWEJ

PERŁY KRÓLOWEJ

Król Zygmunt Stary podarował królowej Bonie wiele włości. Wśród podarków znalazł się także zamek książąt mazowieckim w Czersku. Królowa przybyła tam w 1520 roku. Wybudowała na dziedzińcu renesansowy dworek, a w okolicy założyła winnicę oraz gospodarstwo, w którym uprawiono warzywa włoskie. Gdy czterdzieści lat później opuszczała kraj udając się do swych posiadłości w Italii zbierała skrzętnie wszystkie dobra kolekcjonowane przez wiele lat. Przybyła też do Czerska aby i stąd wydostać swe skarby. Aby przyspieszyć pakowanie sama też chwytała mniejsze szkatułki i zanosiła je do powozu. W czasie znoszenia jednej z nich zauważyła, że spod wieka wysunął się długi sznur pereł. Zahaczyła nim o cegłę wystającą z muru i przerwała sznur. Perły rozsypały się po posadzce, lecz królowa nie zebrała ich, ani też nikomu zebrać nie pozwoliła.
Legenda głosi, że w czasie pełni księżyca na murach zamku pojawia się biała postać zbierająca rozsypane niegdyś perły i gdy tylko pracę swą zakończy one rozsypują się ponownie i zaczyna wszystko od początku.

Bona

Od 1547 roku zamek podlegał królowej Bonie, która nakazała wymianę drewnianej zabudowy dziedzińca na murowaną. Powstała wtedy tzw. rezydencja Bony,  zwany dworem Feliksa Parysa lub Wielkim Domem wzmiankowanym w 1549 roku, a także Dom południowy.
Do dzisiaj zachowana jest większość murów zamku oraz wszystkie trzy wieże (Brama, Południowa i Zachodnia), z których można podziwiać panoramę okolicy. W obrębie murów znajdują się fundamenty kościoła zamkowego. Murowana zabudowa z XVI wieku nie zachowała się.

MACZUGA HERKULESA

MACZUGA HERKULESA

Na szczycie wieży ojcowskiego zamku został osadzony pewien kmieć, który pańszczyzny nie odrobił, gdyż w tym czasie chorobą leżał złożony. Więzień rozpaczał nad losem rodziny, którą bez jedynego żywiciela pozostawiono, gdyż żona jego również pracować nie mogła, ze względu na swe ciężkie kalectwo. Prosił więc o litość, by wolno go puszczono. Chociaż żal było losu tego człeka, wolno puścić go było nie sposób, bo dla innych mógł być wzorcem i pracy mogliby odmówić. Powiedziano więc chłopu, że jeśli dostarczy pisklę sokoła, który na skale widocznej z zamkowej wieży gniazdo zbudował, wtedy odejdzie wolno. Załamał kmieć ręce słysząc warunek, bo spełnienie go było niemożliwe, zapłakał więc gorzko ze swej celi, a zmęczony łkaniem, na twardej posadzce głowę położył i zasnął. Gdy śnił o wolności, do wieży sokołów kilka wleciało i śpiącego chłopa porwały w swe szpony na górę ze sobą unosząc. Tam pisklę mu ofiarowały i z powrotem na dół sprowadziły. Włodarz ziemski, zaskoczony, gdy pisklę otrzymał z rąk chłopa obietnicę swą spełnił, a skałę tą okoliczni zwali od tej historii Sokolą Skałą.

Ojców


Maczuga Herkulesa to jedna z największych atrakcji doliny Prądnika. Zbudowana jest z twardych wapieni skalistych. Jej wysokość to około 25 m. 
Po raz pierwszy została zdobyta w 1933 roku i z tej okazji na jej szczycie znajduje się mały żelazny krzyż. Później jeszcze dwukrotnie się na nią wspięto w 1935 i 1936 roku. Obecnie wspinaczka jest zakazana.
Na przełomie wieków skała ta nosiła wiele nazw: Maczuga Kraka, Sokola Skała, Czarcia Skała, Skała Twardowskiego.

CZARCIA ŁAPA

CZARCIA ŁAPA

Rzecz, o której mowa działa się w 1637 roku. Pewien bogaty magnat najechał dwór ubogiej wdowy. Złupił co mógł, resztę domostwa spalił. Kobieta ta, nie mając z czego żyć zwróciła się do sądu o wymierzenie sprawiedliwości i zasądzenie odszkodowania od złego szlachcica. Sędziowie z racji przekupstwa, czy też z obawy przed potężnym magnatem wydali wyrok na jego korzyść. Uznano bowiem, że wdowa sama spaliła swój dobytek, aby wymusić odszkodowanie na bogatym sąsiedzie. Zrozpaczona kobieta wychodząc z sali krzyknęła: -Nie ma sprawiedliwości na tej sali. Już sami diabli sprawiedliwszy by wyrok wydali. Powiedziawszy to opuściła salę rozpraw płacząc nad swym losem. W nocy nad gmachem zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Widziano trzy czarne karoce ciągnięte przez przepiękne czarne rumaki. Z powozów wysiadło trzech wysokich i szczupłych mężczyzn w długich, czarnych płaszczach i perukach jakie zazwyczaj nosili sędziowie. Udali się do budynku trybunału i zasiedli za stołem, raz jeszcze powołano świadków i rozpatrzono sprawę. Sędziowie z uwagą wysłuchali wdowy, a świadkowie powiedzieli prawdę. Diabeł ogłosił drugi wyrok: -Szlachcic jest winien, dom wdowie ma odbudować i wyposażyć. Fałszywych świadków wychłostać publicznie. Gdy diabeł ogłaszał wyrok z taką siłą w stół uderzył, że odbił się na niej ślad czarciej łapy. Zaś postać Chrystusa na krzyżu wiszącego w sali rozpraw odwróciła głowę ku ścianie, gdyż nie mogła patrzeć na to, że czarty sprawiedliwszy wyrok wydały niż ludzie. 
Dziś nie ma już tego sądu, ale każdy mieszkaniec Lublina wskazać potrafi budynek, w którym miały miejsce te przedziwne wydarzenia. Sama ława z wypalonym śladem diabelskiej dłoni również przetrwała do dzisiejszych czadów i w zamku Lubelskim przypomina o tym by wyroki sądów były sprawiedliwe.

Lublin

Trybunał Koronny w Lublinie znajduje się na Starym Rynku tego miasta, za Bramą Krakowską. Był to najwyższy sąd apelacyjny Królestwa Polskiego I Rzeczypospolitej dla spraw prawa ziemskiego. 
Stół o którym mówi legenda podziwiać możemy w muzeum na Zamku (od wejścia po lewej stronie), a krzyż trybunalski do dziś znajduje się w jednej z kaplic w lubelskiej archikatedrze.

INŻYNIERSKA PRZYGODA KOPERNIKA

INŻYNIERSKA PRZYGODA KOPERNIKA

Gród obronny przekształcony przez Krzyżaków został w nadwiślańskie miasto Grudziądz. Jednak wody płynące przez Grudziądz nie nadawały się do picia przez ludność. Z tego właśnie powodu w XIII wieku doprowadzono wody z pobliskiego jeziora Tuszewo, które znajdowało się na wschód od średniowiecznego miasta. Mieszkańcy w tym celu poszerzyli strugę płynącą z jeziora ku Wiśle. W ten sposób powstał wartki strumyczek, który mógł napędzać krzyżackie młyny, stąd wywodzi się też nazwa Potok Młyński. Ale jezioro zaczęło wysychać i zaczęto poszukiwać innego zbiornika. Chociaż wybudowano rów do kolejnego źródła, to i te wody wyczerpały się po pewnym czasie. Na początku XVI wieku wody zabrakło, a woda z Wisły powodowała epidemie cholery. W 1522 roku w Grudziądzu odbywał się sejmik generalny, na który zaproszone też zakonnika Mikołaja Kopernika. Znany matematyk, fizyk i astronom, gdy dowiedział się o kłopotach mieszkańców kazał podać sobie mapy okolicy. Po dokładnym ich przejrzeniu wysunął projekt wybudowania kanału, który doprowadzałby do miasta wody z rzeki Osy i dalej do Wisły. Król Zygmunt August wyraził zgodę na projekt, a uroczyste otwarcie kanału nastąpiło w 1552 roku, podczas pobytu króla w mieście. I tak oto Mikołaj Kopernik ocalił miasto przed brakiem wody.

kanał

Kanał Trynka to sztuczny ciek wodny o długości 10 km. Uchodzi do Wisły w okolicy Grudziądza.
Otwarcie kanału nastąpiło w 1552 roku podczas pobytu króla Zygmunta Augusta w tym mieście.

O PIESKIM DUCHU

O PIESKIM DUCHU

Jeśli wybierzesz się na nocny spacer do ciechanowskiego zamku masz szansę spotkać ducha czarnego psiaka. Jego ujadanie jest tak niesamowite, że momentalnie może wstrzymać akcję serca. Jak podaje legenda jest to duch rycerza Sulimira, ukaranego postacią czarnego brytana za występne życie, lecz można według legendy odczarować zły urok. Wystarczy odwaga w sercu, by pogłaskać psa. Lecz może to uczynić jedynie osoba o czystym i dobrym sercu, bezinteresownie pomagająca ludziom. W nagrodę śmiałek dostanie skarby ukryte w podziemiach zamku, a może i baryłeczkę wyśmienitego miodu jako dodatek. Z postacią czarnego psa związana jest też inna legenda, o czerwonych ognikach. Pojawiają się czasami przy zamku, jakby obudzone szczekaniem. Mówi się, że są to duchy szwedzkich żołnierzy, którzy w czasie potopu szwedzkiego zniszczyli i ograbili ciechanowski zamek. Spili się wtedy tak bardzo, że wzniecili pożar na zamku. Przerażeni próbowali uciec stamtąd, ale chłopi z okolicznych wsi, którzy szukali sposobności by ich dopaść, uzbrojeni w widły i kosy, wybili ich co do jednego. Ciała Szwedów zakopano w pobliżu zamku. Możliwe więc, że te ogniki to duchy „czerwonych diabłów”, jak nazywano najeźdźców od koloru ich spodni.

Ciechanów

KAMIENNA GŁOWA

KAMIENNA GŁOWA

Rzecz ta działa się we Wrocławiu... Młoda dziewczyna, córka miejscowego rzemieślnika zakochała się z wzajemnością w jednym z uczniów ojca. Oczywiście Mistrz, nie zgodziłby się nigdy na ślub zakochanych, gdyż chciał by wyszła ona za bogatego człowieka. Wieczorami młodzi wymykali się potajemnie na spotkania. Lecz podczas jednej ze schadzek zauważył ich ojciec dziewczyny, który wracał akurat z miasta. Nazajutrz wezwał młodego czeladnika obiecał rękę córki, jeśli chłopak dorobi się odpowiedniego majątku. Jak sądził całe życie zajmie mu gromadzenie dóbr, a jego córka w tym czasie wyjdzie za innego, bardziej odpowiedniego kandydata. Po kilku latach chłopak wrócił do Wrocławia bogaty. Mieszkańcy donieśli jednak rzemieślnikowi, jak po pijaku w karczmie chwalił się, że wszystko zawdzięcza dzięki rozbojom i nigdy uczciwą pracą rąk nie splamił. Z tego powodu ojciec po raz drugi odmówił ręki swej córki, gdyż nie chciał by wyszła ona za złodzieja. Gniewny młodzian w ataku szału podłożył ogień pod dom niedoszłego teścia, a sam wdrapał się na wieżę chcąc lepiej widzieć swe dzieło. Wyglądał przez małe okienko, aż wtem głowa utknęła mu i nie mógł jej z niego wyciągnąć. Chciał wołać o pomoc, lecz nie zdołał... zamienił się w kamień.

kamienna głowa
Kamienna głowa znajduje się 15 metrów nad ziemią na południowej wieży Katedry Św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu.

Obecna gotycka budowla poprzedzona została przez trzy wcześniejsze. Pierwsza, wzorowana na architekturze czeskiej, pochodziła prawdopodobnie z lat 983-988.

Wieża jest jednym z najwyższych punktów widokowych miasta udostępnionym turystom.





ŻUBR SYMBOL ZAMBROWA

ŻUBR SYMBOL ZAMBROWA

Konrad Mazowiecki zapragnął razu jednego na żubra zapolować. Zwołał swych wojów i w najdalsze ostępy puszczy się wybrali. Zwierza było dostatek, lecz jelenie, a łosie, dziki, a kuny, żubra jak na lekarstwo. Błąkał się długo po kniejach więc książę, aż nad brzeg jeziora Zambre się udał, by konie napoić. Siedzieli rycerze nad brzegiem w wodę czystą spoglądając. Po drugiej stronie spomiędzy konarów zwierz łeb swój potężny wychylił. Zerwał się więc książę na równe nogi i drużynę swą w gotowości postawił. Zwierzę ujrzawszy wojaków uciekać zaczęło i pościg się rozpoczął. Nie zdołał lecz uciec król puszczy i wkrótce martwe cielsko do zamku wojowie ponieśli, uczta się rozpoczęła. Książę Konrad postanowił, że osadę w miejscu jeziora założy, gdzie widokiem rozkoszować okolicy się będzie mógł i odpoczywać nad wodą. Osada ta, podobnie jak jezioro nazwano Zambre, z czasem Sambrowo, a po wielu wieków przekształciła się w Zambrów.  Z małej osady wyrosło zaś duże miasto.
Zambrów
Głowa żubra znajduje się też w herbie miasta. 
Etymolodzy nazwę miasta wywodzą od słowa "ząbr", co oznacza "miejsce pobytu żubrów'.
Jednym z najcenniejszych zabytków miasta jest kompleks carskich koszar wojskowych.
Atrakcją miasta jest też ciekawy pomnik żubra nazwanego Zambrusiem. 
Zambruś jest naturalnej wielkości, odlany został z brązu, będąc w Zambrowie koniecznie trzeba go pogłaskać.

JAK DIABEŁ W KARTY GRAŁ

JAK DIABEŁ W KARTY GRAŁ

Jak rozgłaszają mieszkańcy Darłowa, a duchowni próbują to ukryć, w wieży kościoła Mariackiego co kilka lat pojawia się sam diabeł. Najczęściej przybiera postać sowy i w tym przebraniu próbuje namówić strażnica miejskiego do partii pokera. Wiele lat temu, zmęczony i znudzony strażnik, którego pracą było alarmowanie miasta, w razie pożaru lub zbliżającego się wroga zaprosił do siebie sąsiada krawca oraz swego szwagra szewca miejskiego na wieże, by tam rozegrać partię pokera i zapewnić sobie rozrywkę w czasie monotonnej pracy. Krawiec miał tego dnia pecha, karta nie szła mu wyjątkowo i z każdym kolejnym rozdaniem przegrywał większą sumę. W końcu rozzłoszczony niefartem powiedział –Niech mnie diabli porwą, jeśli i teraz przegram! Przegrał. Po tym rozdaniu nieznajomy zapukał do drzwi wieży i zaczął grać z zebranymi. Raz za razem wygrywał z zebranymi. Spod czarnego jego płaszcza strażnik zobaczył wystający ogon, nie dał po sobie nic poznać, ale po cichu wypowiedział zaklęcie jeszcze z dzieciństwa – Na ziarenko gorczycy, na kąkol pszenicy, na szczurzym sadle zjeżdżaj diable. Gdy tylko dokończył recytację, gość ni stąd ni zowąd zapadł się pod ziemię pozostały po nim jedynie karty, które miał w rękach. Przerażony krawiec z szewcem uciekł i do końca życia omijali wieżę kościelną szerokim łukiem. Diabeł zaś nadal próbuje oszukać mieszkańców miasta i co kilka lat zjawia się pod sowią postacią, licząc że wygra w karty nie jedną duszę.

kościół

Kościół Matki Bożej Częstochowskiej to świątynia rzymskokatolicka. Jej historia datuję się na 1321 rok.
Przez stulecia kościół niejednokrotnie nękały pożary, w 1679 roku spłonęło całe wnętrze wraz z wieżą.

OLIWSKIE ORGANY

OLIWSKIE ORGANY

Było to w roku 1763 roku po powrocie z długiej podróży Jan Wilhelm Wulff z Ornety powrócił do Gdańska i wstąpił do klasztoru cystersów. Przyjął imię brat Michał na świeceniach i rozpoczął budowę największych na świecie organów, fundatorem był opat klasztoru Jacek Rybiński. Pracował nad nimi przez wiele lat. Gdy dzieło było już dzieło było już na ukończeniu. Była to już piękna wiosna 1807 roku,  słońce świeciło przez okna klasztoru w Oliwie, gdy ojciec Michał szykował się do odprawienia porannej Mszy świętej przy głównym ołtarzu. Wesoły staruszek znany był z pogodnego usposobienia i swojego wielkiego zamiłowania do muzyki, dlatego też współbracia z klasztoru postanowili mu sprawić niespodziankę... gdy ojciec Michał znalazł się przy ołtarzu - zagrały organy. Staruszek jeszcze nigdy nie słyszał swojego dzieła z tego miejsca. I kiedy usłyszał tak potężne brzmienie, wtedy ze wzruszenia pękło mu serce, martwy padł na stopniach ołtarza...
Jest to tylko legenda, ale kto słyszał dźwięk organów, mógłby się zastanawiać, czy nie jest ona prawdziwa.


Przez wiele lat ograny w Gdańsku-Oliwie były największym instrumentem tego typu w całej Polsce, a nawet na świecie. 
OKRUTNICA

OKRUTNICA

W czasach gdy zamek Krzyżtoporski olśniewał przyjezdnych swą wspaniałością mieszkała w nim krewna wojewody, kobieta okrutna i żądna krwi. I chociaż za młodu była dziewczęciem delikatnym w późnych latach stała się osobą zgorzkniałą i wredną. Służące chłostała do krwi, a gdy krzyczały śpiewała radosna. Wymyśliła też sobie, że pies, który nie odstępował jej na krok rozpoznaje złych ludzi. Biada więc temu na kogo zaszczekał. Śmierć głodowa w lochach spotkała nie jednego człowieka, bo wiele lat trwała jej okrutna zabawa.
Pewnego dnia do zamku zajechał rycerz z dalekich stron, pies zobaczywszy nowego człowieka szczekać zaczął. Wybiegła więc właścicielka i rozkazała swym zbirom schwytać człowieka. Nie zastanawiając się długo w chwili niebezpieczeństwa rycerz za miecz pochwycił, jednym cięciem psu łeb odrąbał, a okrutnicę na schodach przeszył ostrzem. I od tej chwili zamek był wolny od kaprysów chorej kobiety. Lecz ona sama wraca czasami pod postacią białego ducha i nieszczęście spotka tego, kto śmie na nią spojrzeć.

Ujazd

Zamek zbudowano w oparciu o kalendarz. Cztery wieże odpowiadają porom roku, 12 dużych sal miesiącom, 52 pokoje tygodniom w roku, oraz 365 okien, na każdy dzień.

PAŹ KSIĘŻNEJ ANNY

PAŹ KSIĘŻNEJ ANNY

A było to tak…

Żona księcia Janusza I, Anna była urodziwą, atrakcyjną kobietą. Kochał się w niej potajemnie nie jeden mężczyzna. Jednakże jeden z dworzan darzył ją tak silnym uczuciem, że zwróciło ono uwagę otoczenia. Księżna również zdawała sobie sprawę z tego, co kryje się za gorliwą służbą młodzieńca. Schlebiało jej to i smuciło zarazem, gdyż rozumiała, że nieodwzajemnione uczucie musi przydawać mu cierpień. Swoje spostrzeżenia zachowała tylko dla siebie.

Książę Janusz dowiedział się od kogoś o niezwykłej uczynności młodzieńca w stosunku do swojej żony. Wiedziony zazdrością i gniewem skazał go na rok więzienia o chlebie i wodzie w lochu wschodniej wieży zamkowej. Trudno powiedzieć, czy zakochany młodzian przetrwałby rok w wilgoci, zimnie i ciemności. Kondycji swego organizmu nie musiał poddawać próbie dzięki księżnej Annie. Przemyciła mu w jednym z bochnów chleba ostre narzędzie, które posłużyło do wydłubania cegieł z muru i pozwoliło wydostać się na wolność.

Miłość wpędziła go w kłopoty i miłość go z nich wybawiła.

Krzyżacy

DREWNIANY NIEDŹWIEDŹ

DREWNIANY NIEDŹWIEDŹ

Rzecz tej historii działa się w miejscowości Swarzędz. Kraina była to piękna, mlekiem i miodem płynąca, gdzie ludzie żyli w zgodzie i poszanowaniu drugiego. Kwitł handel, a ludziom żyło się tam dostatnio.
Pewnego dnia, gdy młoda dziewczyna imieniem Jadwiga udała się do lasu w poszukiwaniu jagód i malin, zobaczyła wielkiego niedźwiedzia. Zwierz był ogromny. Ruchem jednej łapy łamał drzewa jak zapałki. Przestraszone dziewczę, pognało ile sił w nogach do domu. Zaalarmowała całą wioskę, lecz ze względu na jej bujną wyobraźnię nikt jej nie uwierzył. W przeciągu kilku dni okazało się jednak, że dziewczyna mówiła prawdę. Niedźwiedź siał spustoszenie wśród okolicznych stad bydła, a mieszkańcy szybko tracili dorobek swego życia. Gdy dowiedział się o tym król, bardzo zafrasowała go ta historia. Wyznaczył nagrodę za głowę niedźwiedzia, jednak każdy śmiałek przypłacał próbę życiem. Zwrócił się więc do okolicznych rycerzy. Każdy z nich młody, każdy rządny sławy i przygody. Sposób na zabicie drapieżnika mieli wiele. Jeden z nich, łucznik niezrównany postanowił zabić go przy pomocy zatrutych strzał. Nie powiódł się plan i młodzian zginął rozszarpany przez niedźwiedzia. W tym samym czasie po królestwie wędrował młody drwal. Miał on dar niezwykły, gdyż potrafił rozmawiać ze zwierzętami. Postanowił poskromić zwierzę, gdyż chciał pomóc mieszkańcom.  Gdy stanął oko w oko z niedźwiedziem ten stanął na tylnych łapach i zaczął nasłuchiwać niezrozumiałych słów młodzieńca. Trwało to dłuższą chwilę. Nagle stało się coś niesamowitego, chłopak wyciągnął rękę, dotknął niedźwiedzia, a ten... zamienił się w drewniany posąg. Zapanowała radość w całej Wielkopolsce. A co stało się z niedźwiedziem zapytacie? Posąg służy pszczołom jako ul po dziś dzień i jest wspaniałą atrakcją turystyczną.

Swarzędz

Główną atrakcją Swarzędza, która ściąga turystów to Skansen i Muzeum Pszczelarstwa im. prof. Ryszarda Kosteckiego. 
Skansen ten jest największym plenerowym muzeum etnograficznym, poświęconym historii polskiego pszczelarstwa i bartnictwa. 
Znajduje się tutaj ponad 230 okazów uli, po części zamieszkanych przez pszczoły. 
Drewniany niedźwiedź jest jednym z najcenniejszych eksponatów.


LEGENDA JANUSZA

LEGENDA JANUSZA

Opuściwszy łęczycki gród Janusz podążał w górę rzeki Bzury na południe. Przedzierał się przez błota i dalej płynął rzeczką zwaną Starą Strugą – dzisiejszą Łódką. Z trudem odpychał się jakimś drągiem od płytkiego dna. Dopłynął do miejsca, gdzie dziś stoją stare kamienice przy Zgierskiej w Parku Staromiejskim. Tu Janusz poczuł, że jego stara ojcowska łódź jakby była pełna kamieni i dalej nie mógł już ruszyć. Czy tak mu zaciążył święty obrazek taszczony w tobołku, czy też jedynie dno łodzi się nadwerężyło uciążliwą podróżą i woda w niej przybrała; dość, że o dalszej podróży nie było już mowy.
Wyciągnął więc Janusz łódkę na brzeg. Wdrapał się na wzgórek, rozejrzał wokoło po spokojnej okolicy. Gdy począł przygotowywać sobie nocleg, zaczął padać ulewny deszcz. Ściął więc kilka grubszych gałęzi i ustawił na nich swą łódź- dnem do góry. Posłużyła mu ona za schronienie przed burzą. Rano posłyszał głosy puszczy. Okolica przemawiała doń swojsko i kusząco. – Tu się zadomowisz, tu oporządzisz- będzie nam ze sobą dobrze, żaden książę, ani biskup, czy inny wielmoża nie dostrzeże cię tutaj. Pracę ci, choć mozolną, dam- mówiła mu puszcza. Nie poskąpię drzewa na budulec, ni miodu z dzikich barci, a może czasem tur, żubr lub łoś ci się trafi. Dopiero jesienią począł ścinać kłody pod prawdziwą chatę. Tutaj też założył rodzinę i już wraz z synami i wnukami wznosił następne chaty. Dopiero przyszłe pokolenia nazwały to miejsce Łodzia, po nim Łódka, a z czasem Łódź.

łódka

Pierwsza wzmianka o wsi Łodzia pochodzi w dokumencie z 1332 roku.
Prawa miejskie zostały nadane w 1423 roku przez króla Władysława Jagiełłę.
Źródłem utrzymania mieszkańców przez długie lata był handel- w szczególności wyroby rzemieślnicze, ale również płody rolne oraz hodowla zwierząt.
Dzisiaj miasto to jest trzecim największym w kraju pod względem ludności, czwartym pod względem powierzchni.

DĄB BARTEK

DĄB BARTEK

Rośnie w dolinie rzeki Bobrzy najstarsze drzewo w kraju. Dąb Bartek- bo tak nazwano go już przed wiekami. Od stuleci gubi liście jesienią, a wiosną porasta w nowe, zielone. Wiedzieli o nim wszyscy w kraju, od kmieci, po królów. Oglądał dąb Bolesław Chrobry, gdy był jeszcze małym drzewkiem, Pod nim odpoczywał  Bolesław Krzywousty, a Władysław Jagiełło zbierał żołędzie.
Lecz najbardziej znana legenda dotyczy króla Sobieskiego. Gdy wybrał się on na wyprawę pod Wiedeń, jego ukochana żona Marysieńka wyruszyła mu naprzeciw na południe kraju. Przez pewien czas czekała na męża w jednym z dworów. Po kilku tygodniach Jan owacyjnie powracał pełen chwały do kraju. Dotarł wreszcie w Góry Świętokrzyskie, gdzie żona czekała. Postanowili obejrzeć też Bartka, skoro są już tak blisko. Kazał rozbić pod Bartkiem namiot, aby tam odpocząć po trudach dalekiej podróży.
Słuchając opowieści o starym drzewie, zamyślił się głęboko, ponoć miał też widzenie, a później kazał przynieść szablę turecką, rusznicę i gąsiorek przedniego miody. Dla upamiętnienia tego zdarzenia polecił wszystko schować w dziupli drzewa. Z czasem dziupla zarosła i być może do dziś jeszcze spoczywają w niej te przedmioty. A może z czasem ktoś je wyjął, a w dziupli jest tylko pusty gąsiorek.
       pomnik przyrody

Dąb Bartek jest największym i najstarszym znanym w Polsce drzewem.
Jest to dąb szypułkowy, objęty ochroną jako żywy pomnik przyrody. 
Wiek drzewa oceniany jest na 645-670 lat.  
Na jego pni od strony południowej zawieszone są dwie figury ukrzyżowanego Chrystusa. Na jednej z nich znajduje się data, rok 1853. Miały one być umieszczone ponoć na pamiątkę powieszenia na Bartku dwóch oficerów powstańczych z powstania styczniowego.
Inna wersja opowiada, że wiszą one tam od zwycięstwa Sobieskiego pod Wiedniem, a drugi został umieszczony na Bartku na pamiątkę wygaśnięcia epidemii cholery w 1853 roku.


Copyright © 2014 Legendy Polskie , Blogger