PANNA PIOTRKOWSKA

PANNA PIOTRKOWSKA

W Łęczycy, gdzie pracował   geometra pan Leśniewski szkicując mapy miast i miasteczek Królestwa Polskiego pracy zawsze było dużo, gdyż kraj rozwijał się prężnie. Miał on młodego pomocnika o nazwisku Leszczyński. Na jednej z wiejskich zabaw ujrzał młodą wieśniaczkę, tak piękną, że dziewczyna od razu zapadła mu głęboko w pamięć. Zaczął myśleć o nieznajomej w każdej wolnej chwili. Okazało się jednak, że dziewczyna wcale nie była wieśniaczką, lecz przebraną córką miejscowego aptekarza. Gdy ojciec dowiedział się o poczynaniach latorośli wysłał ją do klasztoru w Piotrkowie. Leszczyński natomiast naszkicował jej postać i szkic ten podsunął mu myśl, by utrwalić jej portret na planie osady fabrycznej.
                  Głowa to dzisiejszy Plac Wolności w Łodzi, ulica Pomorska i Legionów to warkocze, Zielona i Narutowicza, to przypominają jej ramiona, aż do Placu Reymonta możemy
podziwiać tułów, a nogi to ulice Rzgowska i Pabianicka. Po dziś dzień Piotrkowska zachowała swój zmienny kobiecy charakter, w przeciągu pór roku możemy ją widzieć ubraną w kolory tęczy, pachnącą słodkimi zapachami z cukierni.

Tak właśnie narodziła się najsławniejsza ulica w Łodzi.

Jak mawiają miejscowi ulica Piotrkowska to najdłuższa ulica handlowa w Europie (jej długość to aż 5 km).
Wokół niej rozbudowało się centrum i ona nadaje kształt miastu. 
Na ulicy tej znajduje się też polska aleja gwiazd, której pierwowzorem jest oczywiście aleja holiwoodzka.
POWSTANIE ŚWIATA WG. SŁOWIAN

POWSTANIE ŚWIATA WG. SŁOWIAN

Na początku nie było nic. Wszędzie jak okiem sięgnąć było tylko niebo i morze. Po wodach bujała się mała łódka, a w niej siedział pan pioruna - Perun. Zaś drugi bóg, pan wód - Weles zamieszkiwał morską otchłań. Trwało to tak przez wieki. Wreszcie pewnego dnia Weles podpłynął do łodzi, przysiadł się do władcy gromu i powiedział:- Bracie, tyle już lat pływasz w tej skorupie. Tułasz się po bezkresie bez celu, a mnie znudziło się już mieszkanie w podwodnej głębinie. Z wiekiem coraz gorzej znoszę wilgoć, a ty ciągle wszczynasz jakieś burze! Uszy mi od tego puchną!- Muszę mieć jakąś rozrywkę. Tu na tym pustkowiu sztormy i ulewy to ma jedyna zabawa- odpowiedział Perun.- No właśnie, nuda. A co byś powiedział, gdybyśmy stworzyli stały ląd?- spytał Weles.- Do czego zmierzasz mój braciszku?- nieufnie spytał Perun.- Pomyśl, miejsce, gdzie wreszcie byłoby sucho, przystań dla nas, miejsce odpoczynku.- Hm, pomysł jest dobry, ale skoro tak ci na tym zależy to czemu nie stworzysz tego lądu sam?- No cóż, potrzebuję odrobinki twej pomocy, a poza tym źle bym się czuł na swoim kawałku lądu wiedząc, że ty tułasz się po wszechświecie w tym wraku. - No dobrze, pomogę ci.- Wspaniale- ledwie to Weles powiedział, a już skoczył do wody i zanurkował do samego dna. Zaczerpnął pełną garść mułu i wypłynął na powierzchnię. Perun wziął ziemię w rękę i szerokim gestem rzucił w morze,
OPOWIEŚĆ O PIOTRZE DUŃCZYKU

OPOWIEŚĆ O PIOTRZE DUŃCZYKU

legenda o pyszePiotr Duńczyk był to pan wielki i hojny, kochał się był w żonie króla swego gdzieś tam daleko, w duńskim kraju; król zazdrosny kazał mu miecz rozpalony do oczu przyłożyć i tak go pozbawił wzroku, a potem do Polski wyprawił. Żal mu było oczu i uspokoić się nie mógł, że ociemniał. Cóż więc czyni? Oto jedzie do Krakowa po radę do tamecznego biskupa; biskup idzie do kościoła na modlitwy, aby go Bóg oświecił; a pomodliwszy się gorąco wyszedł i powiedział do pana Piotra: — Piotrze! Wystaw trzy klasztory i siedem kościołów, a Pan Bóg ci wzrok powróci. A kiedyż to będzie, a długoż to tego czekać? — zapytał się Piotr z niecierpliwością, jak to zwyczajnie wielcy panowie, kiedy im się czego zechce. — Czyń, co mówię — odrzekł biskup — wystaw trzy klasztory i siedem kościołów, a Pan Bóg ci wzrok powróci. Dopiero to Piotr Duńczyk bierze się do budowli i zewsząd cieśli i mularzy sprowadza; ale cóż potem, oto
DIABELSKIE KAMIENIE

DIABELSKIE KAMIENIE

W XVII wieku po licznych wojnach, które gnębiły naród polski, w podziękowaniu za ocalenie wiele pięknych, nowych kościołów rozdzwoniło się na chwałę Pana... Według planów jeden też kościół murowany miał powstać opodal miasta Będzin. Majstrowie mieli tam nie lada kłopot. Co murarze jednego dnia wybudowali, w nocy zostało zburzone. Pleban tej parafii ks. Lipnicki, człek mądry i sprytny, postawił nocą straże przy budowie z poleceniem ujęcia sprawców. Pierwszej nocy nikogo nie zauważono. Drugiej, około północy, posłyszeli jakiś szum niezwykły w powietrzu, a za chwilę skały zaczęła spadać z nieba wprost wokół budującego się kościółka. Przestraszeni tym widokiem strażnicy uciekli do domów, a rano rozniosła się wieść, że to złe duchy znoszą kamienie aby nimi zburzyć całą świątynię. Ksiądz pleban nakazał egzorcyzmy, aby
JAK SIĘ GÓRALOWI W WIGILIĘ BABA ODMIENIŁA

JAK SIĘ GÓRALOWI W WIGILIĘ BABA ODMIENIŁA

Od dziesiątków lat ludzie na Podhalu wierzyli, że w Wigilię cuda się dzieją na ziemi. Zwierzęta ludzkim głosem gadają, a najgorszym draniom serce się miękką stroną odkręca do ludzi.
Tego dnia baby powinny jajka od kur wszystkie podebrać, a chłopi w oborze posprzątać dokładnie. Pomyślność miało to przynieść na cały rok kolejny. Nikt też nie powinien się kłócić tego dnia, bo to była zapowiedź kłótni przez cały rok. Szczególnie tego zwyczaju w Tatrach przestrzegali, bo każdy wie, że z góralką się kłócić to jak samemu sobie pętle na szyję zakładać. W Szaflarach żył stary gazda, z żoną swą Maryną. Kłótliwa była to baba, co wiedział każdy sąsiad, lecz i mąż jej nie rzadko na te awantury sobie zasłużył. Dla własnego spokoju w dzień Wigilii żonie zejść z oczu postanowił, a może jak nie będzie go widziała, to i cud się stanie i baba się zmieni. Pojechał więc gazda do lasu, żeby choinkę ładną wyciąć, po powrocie drzewa narąbał, w oborze posprzątał i bydlątkom jeść dał do żłobu. Maryna zaś

TRUPIELIN

TRUPIELIN

Legenda, o której mowa działa się podczas szwedzkiego potopu. Mały oddział polski cudem ocalały po pogromie pod Wyszkowem uciekł wprost na rozległe moczary w pobliżu wsi Baczki. Ranni żołnierzy postanowili przeczekać bezpiecznie, sił nabrać, a zażywszy odpoczynku tym zajadlej wroga gnębić partyzantką. Pułkownik, a zwał się on Dębski dla rozeznania ludzi na zwiady i po prowiant do wiosek okolicznych wysłał, pozostałym zaś wały polecił sypać i ziemianki budować. Opatrzywszy już obóz należycie, żołnierze wypadami szwedów gnębili, chowając się sami przed nimi w lasach wśród bagien. Pewnego dnia chłop mieszkający we wsi niedaleko doniósł pułkownikowi, że Szwedzi siły znaczne zbierają, aby zasadzkę sporządzić, ogniem ich wykurzyć, a na uciekających armię swą wysłać i zgnieść ich ze szczętem. Dębski, wojownik mądry i doświadczony, wiedział, że
PIERŚCIENIE KASZTELANOWEJ

PIERŚCIENIE KASZTELANOWEJ

Było to dawno temu, niedługo po tym, jak wybudowano zamek ciechanowski. Kasztelan ciechanowski miał piękną żonę, którą bardzo kochał i obsypywał ją klejnotami. Jeden z prezentów od męża był szczególnie cenny, był to pierścień z brylantem, który kasztelanowa nosiła z dumą codziennie.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy pewnego ranka nie mogła go znaleźć wśród swej biżuterii. Zmartwiona powiedziała o tym mężowi, a ten natychmiast kupił jej inny, równie piękny i cenny pierścień. Cieszyła się nim kasztelanowa i obnosiła się z tym dowodem mężowskiej miłości. Jakże się więc zasmuciła, gdy któregoś razu nie znalazła go wśród swych kosztowności. Natychmiast powiedziała o tym mężowi. Kasztelan gniewał się wielce tym razem i czynił małżonce wyrzuty, że nie dba o swoje klejnoty, że najwyraźniej nic dla niej nie znaczą. Kupił jej kolejny pierścień, ale

MĘCZENNICY SANDOMIERSCY

MĘCZENNICY SANDOMIERSCY

Tatarzy wpadłszy do Polski pod hetmanem Nogajem, przyszli pod Sandomierz i tyle ludzi wyścinali, aż się krew potokami do Wisły lała. Wtenczas to zdarzyło się, iż w klasztorze dominikanów sandomierskich, gdy pięćdziesiąt księży z przeorem swoim Sadochem było na jutrzni, Pan Bóg cudownym sposobem ostrzegł ich o bliskiej męczeńskiej koronie; gdy bowiem nowicjusz Martyrologium jutrzejsze czytać zechciał, nadspodziewanie literami zobaczył złotymi pisane te wyrazy: Sandomiriae quadragintata novem martyrum; co zobaczywszy,sam nie wie, czytać czy milczeć? Ośmieliwszy się na koniec, drżącym głosem dekret przeczytał złoty: Sandomiriae, quadraginta etc.; na takie czytanie zdumiały przeor i z bracią za rozkazaniem na podanej sobie księdze obaczył ów napis złotymi literami, które zaraz po przeczytaniu w ręku ich zniknęły. Zaczem im św. Sadoch rzecze: umrzeć potrzeba, braciszkowie,więc wesoło umierajmy. A gdy na klasztor gwałtownym pędem nieprzyjaciel uderzył, braciom na Salve Reginae wynijść kazawszy, wszystkim zadał śmierć męczeńską.

LWY GDAŃSKIE

LWY GDAŃSKIE

Mieszkało niegdyś w Gdańsku wielu dobrych rzemieślników, lecz żaden kamieniarz w mieście nie zyskał sobie takiego szacunku i uznania jak Daniel, najstarszy z cechu. Tworzył on bowiem zawsze arcydzieła. Owoce wyglądały jak żywe, pomimo, że wykuto je z kamienia, a ptaki wyglądały jakby za chwilkę poderwać się miały do lotu. Ale z największym upodobaniem Daniel rzeźbił lwy. Rada miejska podczas jednego z posiedzeń uchwaliła, żeby powierzyć mu przyozdobienie ratusza herbem Gdańska, lwami oczywiście. Nie były to czasy sprzyjające spokojnej pracy. Rzeczpospolita chyliła się ku upadkowi, a król pruski, Fryderyk, łakomym okiem spoglądał na Gdańsk, chcąc przyłączyć to bogate portowe miasto do Prus. Nieraz rozmyślał o tym Daniel, postukując kamieniarskim młotkiem w swojej pracowni. Wiedział przecież, że gdańskie lwy pilnują
MIŁOŚĆ KRZYŻAKA

MIŁOŚĆ KRZYŻAKA

Kto był w Węgorzewie ten widział z pewnością tamtejszy zamek, ale mało kto wie, że czasami o północy w komnatach tegoż zamku słychać ciche wyznania miłosne, nie wiadomo przez kogo szeptane. Skąd głosy owe dochodzą o tym mówi nam legenda tak stara jak i sama budowla.
W czasach gdy na ziemiach tych rządy sprawowali krzyżacy, wielu młodych z całej Europy podsycanych opowieściami o chwale i zasłudze zakonu składało śluby ubóstwa i czystości, aby stać się Krzyżakami. Wśród tych młodzieńców był też Ulryk, wiedziony ideałami wstąpił w ich szeregi. Szybko jednak rozczarowało go życie jakże dalekie od wyobrażeń. Poznał też dziewczynę z tych stron, tak ładną, że...

LEGENDA SAMOTNEJ BRZOZY

LEGENDA SAMOTNEJ BRZOZY

legendy polskieDawno temu w Gryżynie mieszkała uboga wdowa. Największą radością jej życia był mały synek jej oczko w głowie. Nie potrafiła się na niego gniewać, ani też słusznie za przewinienia ukarać. Chłopiec dorastał więc bez poczucia winy i kary. Z biegiem czasu stawał się coraz bardziej krnąbrny i niegrzeczny. Zdarzyło się pewnego razu, że w gniewie uderzył swoją matkę w twarz, ale i tą niegodziwość matka mu darowała. Z wielkiej radości i nadziei stał się dla swojej rodzicielki coraz częstszą przyczyną troski i smutku. Kiedy chłopiec miał dziesięć lat zachorował i wkrótce umarł. Pochowano go na parafialnym cmentarzu. Już na drugi dzień zauważono, że z mogiły wysunęła się na powierzchnię blada rączka dziecka. Przerażona matka sprowadziła plebana, który odprawił mszę i poświęcił grób. Rączka dziecka zniknęła, ale na drugi dzień pojawiła się znowu. Zafrasował się pleban i powiedział:- ja już w tej sprawie nic więcej zrobić nie mogę. Widać, że mogiła skrywa jakąś tajemnicę, a dziecko najwyraźniej po śmierci spokoju zaznać nie może, bo za życia słusznej kary za popełnione winy nie otrzymało. Na te słowa matka chłopca rozpłakała się rzewnie i wyznała, że nie potrafiła ukarać dziecka, nawet wtedy, kiedy ono w gniewie podniosło na nią rękę. Słysząc to
Copyright © 2014 Legendy Polskie , Blogger