W kościele na zamku malborskim posąg Matki Boskiej z dzieciątkiem się znajdował, czcią przez wszystkich rycerzy zakonnych od wieków darzony. To tutaj modlono się przed bitwą o zwycięstwo, tutaj też po bitwie dziękczynienia składano. Wierzono święcie, że patronka zakonu szczęście im niesie, więc pokłony jej składano. Odwróciło się jednak szczęście od Krzyżaków, gdy bitwę pod Grunwaldem przegrali. Po niej też nastąpiło oblężenie zamku przez wojska zwycięzców. A było tam oprócz Polaków i Litwinów wiele zagranicznych formacji, między innymi Tatarzy. Ci jako poganie łupów jedynie znacznych pragnęli, a jak wiadomo zakon do biednych nie należał. Profanowali zatem świątynie i relikwie. Gdy grupa pijanych łuczników wdarła się do kaplicy zamkowej szydzili z posągu i naigrywali. Wkrótce potem zabawę sobie wymyślili, że strzelać zaczną do posągu. A skoro ten moc magiczną jak słyszeli posiada, to jeśli strzały ich celne się okażą późniejsze w bitwach równie będą trafne. Szczególnie jeden najbardziej pijany tatar, uwierzył w tą bujdę. Celował strzałę długo, a gdy ją wypuścił chybiał jednak cel. Zaś łucznik jak gromem rażony wzrok stracił i nigdy więcej nie odzyskał. Kompani jego w złości za strzelby chwycili, lecz te raptem siła nieznana od środka rozsadziła. Zginęli obaj od raz przez odłamki zadane.
Przepowiednia dopełniła się pod koniec II wojny światowej, kiedy to figura eksplodowała wraz z amunicją składowaną w kościele. I na ziemiach tych znów zagościł język polski.
Obecnie fundacja Mater Dei zbiera środki na odbudowanie symbolu malborskiego zamku, czy wraz z powrotem figury na miejsce zagości tam język niemiecki? Niech każdy odpowie sobie sam.