Obok kościoła w Bieździedzy około 60 km od Rzeszowa rośnie stary dąb. W jego koronę wbite są dwa miecze. Skąd się wzięły? Jest kilka legend, a oto jedna z nich:
Działo się to w roku 1683, gdy po udanej odsieczy wiedeńskiej, gdzie klęskę zadano potędze tureckiej, powracały do ojczyzny oddziały polskie. Witano ich w granicach kraju chlebem i solą, bo radość wielka panowała w narodzie. Jeden z powracających oddziałów zatrzymał się w podjasielskiej Bieździedzy. Tu postanowiono dać wytchnienie koniom. Wojsko rozbiło się obozem, a żołnierze w cieniu dębu się pokładli dla odpoczynku. Dowódca wraz z kilkoma podkomendnymi udał się do miejscowego proboszcza w gościnę. Opowiedzieli mu o bitwie, o tryumfie, o dziwach, które tam widzieli i swej nadziei na spokojne już czasy. Dziękowali też Najświętszej Panience, że powrócić im do ziemi ojczystej pozwoliła. Wzruszył się proboszcz bardzo i z tej radości mszę odprawił na powietrzu dziękczynną. Była też procesja w której całe wojsko uczestniczyło. Po mszy wszyscy udali się przed kościół i tam na pamiątkę tego pobytu dwóch żołnierzy miecze swe wbiło, w drzewo tam rosnące. Niebawem odział ruszył dalej ku stolicy, a mieszkańcy wsi jeszcze długo wspominali ich pobyt. Wbite w pień dębu dwa miecze do dziś są świadectwem dawnej potęgi Polski i wiary w czasy pokoju.
Rękojeść jednego z mieczy widać po dziś dzień w drzewie, drugi jest już niewidoczny.
Sam dąb liczy sobie ponad 600 lat.
Sam dąb liczy sobie ponad 600 lat.