GRUSZA PUSTELNIKA

Wiele wieków temu rzecz ta się działa, gdy nieopodal Krobi na południe od Gostynia żył pustelnik świątobliwy niezwykle. Dnie całe spędzał na modlitwie i umartwianiu. Żywił się tylko owocami gruszy, która rosła obok jego małej chatki. Zimną jadła owoce suszone, a latem świeże, rwane prosto z drzewa. 
Jednego sezonu nocą niegodziwiec jakiś zakradł się pod chatę i zerwał wszystkie grusze oprócz kilku na samym czubku, które i tak nie były jeszcze dojrzałe. Zmartwił się rano pustelnik, gdyż głód zimową porą go czekał, ale i ten przyjąć zamierzał pokornie. Tego samego dnia przechodził obok chaty wędrowiec z daleka, poprosił pustelnika o łyk wody i gryza strawy, a ten chodź miał tylko dwie grusze zerwane poprzedniego dnia, oddał jedną nieznajomemu. Opowiedział też historię swego smutku, która wzruszyła wędrowca i rzekł -za twe dobre szczere serce, od dzisiaj, kto tylko ośmieli się wejść na to drzewo zejść z niego samodzielnie nie będzie potrafił. Odprawił przy tym tajemne zakręcie i poszedł w dalszą drogę. 
Tej nocy obudziły go krzyki,

na drzewie siedziało kilku chłopaków. Krzyczeć zaczęli, gdy dziwna siła jakaś zejść im na ziemię nie pozwalała. Płakali i przysięgali, że więcej już tam nie wejdą i dopiero po tym czar ustąpił. Odnieśli też owoce zabrane ostatniego dnia. Nikt już z okolicy więcej na drzewo to wejść się nie ośmielił.
I żył jeszcze wiele lat owy pustelnik, aż broda mu posiwiała i wiek przygarbił postawę. Zapukała też do niego śmierć, aby zabrać go w ostatnią drogę. Nie stracił on jednak rezonu i plan sprytny szybko obmyślił. -Do nieba długa droga, a ja bym chociaż raz jeszcze przed śmiercią owoców z tej gruszy popróbował, a może kilka i ze sobą zabrał. Zerwij dla mnie kilka z czubka, a pójdę gdzie zechcesz. Śmierć wdrapała się na drzewo, lecz zejść z niego nie mogła. 
Lat wiele minęło, a ona nadal siedziała na drzewie. Nikt w okolicy nie umarł od czasu jej wejścia, lecz z czasem starość zaczęła przeszkadzać pustelnikowi i zapragnął pożegnać się ze światem, wtedy pomógł zejść Śmierci. Lecz ta na złość mu, zabrała swą kosę i pozostawiła go przy życiu. Pustelnik poszedł zaś za nią przepraszając ją cały czas, nikt już nie wie, czy w końcu udało mu się ją uprosić, czy też chodzi po ziemi za nią ciągle aby mu wybaczyła. Jedno jest pewne, że więcej w to miejsce nie wrócił i nie jadł już gruszek. A drzewo... rośnie tam nadal.