JAK W POLSCE STOSY PŁONĘŁY

Rzeczypospolitą zwano państwem bez stosów, lecz mylne jest to określenie, gdy tylko przyjrzymy się historii naszego kraju.
Rzecz działa się roku pańskiego 1775. W Doruchowie jedną z kobiet rozbolał palec, związało się to też z tym, że włosy jej się kołtunić zaczęły. Wezwana znachorka fachowym okiem zbadawszy chorą orzekła, to sprawka czarownic. Czar rzucono na kobietę i teraz męczy się przez te sprawki diabelskie. Bardzo też szybko winne znaleziono. Zarzuty były nader poważne: nocami topiły koty, wylatywały przez kominy swych domów na miotłach, zatrzymywały deszcz, zsyłały wichury itd. Sąd się też zebrał, by wyrok sprawiedliwy wydać, a że modne były w tych czasach próby niewinności, więc postanowiono poddać nieszczęsne takiej próbie. Wszak każdy wiedział, że czarownice wrzucone w wodę nie toną, zagnano je nad jeziorko i do wody wepchnięto. Ówczesna moda źle wpłynęła na wynik eksperymentu, gdyż obszerne spódnice z kilkoma warstwami halek, zanim wodą nasiąkły utrzymywały je na powierzchni. Zmoczone na brzeg powyciągano i nikt już o winie nie miał wątpliwości.
Żadna z nich jednak przyznać się nie chciało do konszachtów z diabłem, więc tortury się rozpoczęły. Prędko też postawiono stos dla nich przy drodze z pni smolnych i słomy. Wyrok zapadł równie szybko i już następnego dnia, wozami drabiniastymi na miejsce kary je przywieziono. Na stosik wepchnięto i podpalono. Chorą kobietę palec jak bolał tak bolał nadal, pomimo spalenia winnych.


Według szacunków w Polsce na stosach spłonęło od 1000 nawet do 10 000 kobiet. 
Dopiero w 1776 roku zniesiono tortury i karę śmierci za czary.
Spalenia miały też miejsce we Wrześni, Reszlu, czy   Czeladzi.
Ostatni wyrok za czary w Europie zapadł natomiast w 1946 roku!