BAZYLISZEK

Wiele lat temu w Warszawie na Starym Mieście stała kuźnia, wyroby tego kowala były chwalone również poza stolicą, mówiono nawet, że zbroje które kuje są tak lśniące, że z powodzeniem można się w nich przeglądać i mimo wysokiej ceny chętnych nie brakowało. Właściciel miał syna jedynaka, który w roku, gdy opowieść zaczynamy, skończył lat jedenaście. Od małego już ojciec do zawodu go przygotowywał, ten zaś naukę pobierał ochoczo.
Dzień był to świąteczny, gdy syn za zgodą ojca z innymi dziećmi poszedł się bawić. A trzeba też wiedzieć, że w tamtych czasach o jednej z tamtejszych kamienic mówiono, że zło się tam czai w piwnicy i kto zszedł w dół, ten nigdy już nie wrócił. 
Dzieci jak to dzieci, nie wierzą w historie starszych, więc tym bardziej zakłady robiono, kto ma odwagę do piwnicy zejść. 
Zgodził się młody syn kowala- wykradł z kuźni ojca jedną ze zbroi oraz miecz i przy śmiechu innych zeszedł schodami w głąb kamienicy.
Ciemno, że aż oko wykol, po schodach zszedł po omacku i już miał zawracać, by powrócić jako zwycięzca zakładu do przyjaciół, gdy skrzek usłyszał- jakby koguci.
Skąd tu by się kogut wziął pomyślał- ale z drugiej strony, gdyby z ptakiem do domu wrócił, pewnie ojciec nie złościłby się za tę zbroję, co ją bez pytania wziął. Zszedł zatem głębiej. Na to tylko czekał ten potwór, który wabił tu ludzi i wzrokiem ich w kamienie zamieniał.
Lecz wtem rzecz się stała przedziwna- Bazyliszek w zbroje spojrzał na piersi chłopaka! Zaskrzeczał po raz ostatni i runął na ziemię jako głaz wielki.
I to koniec tej historii- od tej pory wszyscy do piwnicy schodzili już bez lęku, a teraz z ciekawości tłumy się ustawiały, by skamieniałe cielsko oglądać.

Działo się to, aż do czasu gdy kamienica spłonęła, gruzy rozebrano, a kamień został pod ziemią. Legenda zaś przetrwała i powtarzana jest po dziś dzień.

rysunek bazyliszka

Copyright © 2014 Legendy Polskie , Blogger