LEGENDA AMAZONEK

Jest w byłym powiecie garwolińskim wieś Kozłów, która niegdyś prawa miejskie posiadała. Na jej wschodnim krańcu zachowały się po dziś dzień ślady średniowiecznego grodziska. Władała nim ongiś jednooka kniahini, którą zwano Wisławą. Pod jej rozkazem drużyna sześćdziesięcioosobowa stawała z samych białogłów wyłącznie się składająca. Samotny tryb życia prowadziły i jakoby klasztorne życie, tym tylko się od zakonnic różniące, że cudzą krew chętnie przelewały. Na bliskich i dalekich ziemiach wieści o nich straszliwe się niosły, o ich okrucieństwie niebywałym, nienawiści do mężczyzn, których po pojmaniu torturom ciężkim poddawały. Mówili też ludzie, że gdy któraś łaskawiej do mężczyzny się odnosiła się, wrzucano ją do lochu i w łańcuchy zakutą bez jedzenia trzymano dotąd aż nie pomarła.
Wisława urodziwą, trzydziestoparoletnią niewiastą była, oko od włóczni straciła w boju, lecz szpetnym to jej nie czyniło. Pewnego dnia amazonki wyruszyły na polowanie. Długo i bezskutecznie kluczyły w ostępach, lecz jeno parę zajęcy ustrzeliły. Wracając do grodu, posłyszały wołanie o pomoc, człek w bagnie się topił, widocznie nie znając terenu. Mową niemiecką władał, kupiec był to od Germanów i zwał się Godfryd. Pobłądził w borze i konia w topieli postradał. Wyzwoliwszy go z bagien do warowni zabrały, by tam zastanowić się, co z nim czynić należy. Minęło dni kilka, które kupiec w lochu spędził. Domagano się jego głowy, lecz Wisława tym razem wyroku śmierci nie potrafiła wydać. Pobladła bardzo, spać po nocach nie mogła, rozmyślając o zielonych oczach mężczyzny. -Hańba jej- krzyknęła Żywia, z dawna zamyślająca o godności kniahini, mająca wiele zwolenniczek. -To łamanie naszych świętych praw! Wisława broniła się mówiąc, że dość już pomsty, dosyć przelanej krwi ludzkiej. Zakotłowało się żelazo. Wojowniczki na dwie grupy się podzieliły, lecz grupa Żywi była liczniejsza. Wisławę wrzucono do lochu i zaczęto rozmyślać co dalej. Żal im było jednak kniahini, więc na wygnanie ją skazały, a za karę pamiątką na drogę obdarzyć. Wykapano oczy kupcowi, oraz ostatnią źrenicę Wisławy i za bramę wyrzucono. Deszcz ich obudził, podnieśli się i odnaleźli swoje ręce. Trzymając się za nie, poszli przed siebie, wprost w stronę bagna.
Kilkanaście lat później warownię oblegli Mongołowie i zrównali ją z ziemią.
Dziś po nocach, gdy wiatr pośród drzew na grodzisku hula, posłyszeć można -Gooootfrydzie !!! -Wisławooo !!!
Na miejscu tego grodziska, w czasach późniejszych wznosił się zamek warowny w którym Maria Ludwika chroniła się przed szwedami. Królowa narzekała na bezsenność, ponieważ te nawoływania spać jej nie dawały.

Legendy Polskie


Copyright © 2014 Legendy Polskie , Blogger